sobota, 20 lutego 2016

Nasze Bałkany 2014

9.09 Wtorek

Plan na dziś około 470km z Tarnowa do Budapesztu i nocleg Na Biker Camp. Pogoda w porządku. Pakujemy osiołka i przed 10 wyjazd. Obieram standardową trasę przez Konieczną na Słowację dalej przez Preszow, Koszyce na Węgry. Przystanek na tankowanie i kupno 10 dniowej winietki dla motocykli i ruszamy dalej autostradą w kierunku Budapesztu.
Około 17 jesteśmy na miejscu. Na kempingu może ze 4 namioty. Cena standardowo za moto i 2 osoby 20 euro. Jedzenie, prysznic. i na wzgórze Gellerta podziwiać genialną panoramę miasta.











Ślad GPS: http://www.navime.pl/trasa/503924



10.09 Środa

Budzik dzwoni o 7:00 zbieramy się i około 9 wyjazd. Plan to 511km do Senj w Chorwacji prawie w całości po nudnej autostradzie.
Po może 30km zaczyna kropić. Postój na tankowanie osiołka ubranie przeciwdeszczowców, pokrowców na sakwy etc. Z każdą chwilą pada coraz mocniej...
Na kolejnej stacji spotykamy grupę węgrów... Jeden z nich zaliczył grubego szlifa na nowej VFR. Węgrzy mają jednak obstawę w postaci busika z lawetą. Co ciekawe okazuje się że moje pokrowce na sakwy nie wiedzieć czemu się stargały... I całe moje ciuchy są mokre :)
Ubrania Kasi tymczasem suchutkie w centralnym... 20km przed celem podróży przejaśnia się i dojeżdżamy do Camp Ujca po suchym.
Rozbijamy namiot, rozwieszamy ciuchy i... zaczyna padać - super. Kolację gotujemy w namiocie...
Całą noc leje a wiatr szarpię namiotem wyrywając śledzie z kamienistego podłoża...
Do tego chyba się przeziębiłem...

Ślad GPS: http://www.navime.pl/trasa/504897






11.09 Czwartek

7:00 - leje dalej - decyzja - siedzimy i czekamy... Za około godzinę przejaśnia się. Zwijamy obóz i ruszamy w Drogę.
Próbujemy przejechać przez góry Welebit ale gdy po paru km zaczyna padać a temperatura spada do 7 stopni zarządzamy odwrót na transadriatycką "8".
Jest cieplej - 22-23 stopnie. Cieszymy się każdym winklem. Jako że rok temu nie odwiedziłem wyspy Pag postanawiay tym razem przejechać przez nią.
Kupujemy bilet na prom i czekamy 45 minut. W pobliskiej kawiarence wypijamy kawę i przegryzamy kanapki.
Prom jak prom - płyniemy najego pokładzie 3km w towarzystwie pary niemców na 1200.
Wyspa pag robi piorunujące wrażenie. Zimny wiatr z gór powoduje iż wchodnia cześć wyspy ma iście księżycowy krajobraz praktycznie bez roślinności. Co innego zachodnia.
Na wyspie produkuje się słynny "Paski Syr" uzyskiwany z mleka owiec żywiących się ziołami - szałwią itp. Mleko tych "naćpanych" owieczek daje serowi wspaniały smak. I my zatrzymujemy się by zakupić kawałek tego miejscowego przysmaku.

Ślad GPS: http://www.navime.pl/trasa/506148










Na wyspie Pag zaskoczyła nas porządna burza. Chcieliśmy ją przeczekać, jednak jak szybko przyszła, tak szybko się skończyła. Następnie przez Zadar i Sibenik dotarliśmy do Trogiru, a własciwie na pobliską wyspę Ciovo, gdzie mieliśmy spędzić kolejne 4 noce.
Miejscowe piwo, sklep, kolecja i lulu.



12.09- 15.09

Te dni spędziliśmy na plażingu oraz zwiedzaniu wyspy i okolicznych atrakcji. Odwiedziliśmy słynny Pałac Dioklecjana mieszczący się w położonym 30 km od naszego noclegu Splicie, pozwiedzaliśmy urokliwe uliczki i zakątki Trogiru oraz pozostałości rzymskiego miasta Solona.
Zwiedzając wyspę natrafiliśmy na szutrową drogę, która nie dośc, że dostarczyła świetnych wrażeń, zaprowadziła nas do starego kościółka położonego bezpośrednio nad urwskiem skalnym, pozwalając tym samym na podziwianie genialnych widoków.
Wracając na nocleg zostałem dosyć boleśnie doświadczony przez miejscowego trzmiela. Użadlił mnie dwókrotnie w udo powodując w ciągu paru godzin pojawienie się opuchlizny, którą można porównać do wszytej pod skórę monety.
Kolejnego dnia udo osiągnęło pokaźne rozmiary co skłoniło nas do wizyty w aptece. Bez problemów posługując się wygooglowanymi wcześniej łacińskimi nazwami leków dostałem właściwy specyfik. Pomogło.
Wieczorem wybraliśmy się na kolację i drinka do miejscowej knajpi. Później mały spacer brzegiem morza i zaskakujące Kasię pytanie: "czy zostaniesz moją żoną?" Zgodziła się. Włożyłem jej na palec pierścionek, po czym poszliśmy jeszcze chwilę poświętować.
Kolejnego dnia, korzystając z dobrodziejstw internetu, a mówiąc dokładniej- dzięki booking.com zarezerwowaliśmy nocleg w Kotorze, który stał się naszym kolejnym miejscem docelowym.

































15.09 Poniedziałek

Pobódka o 7:00, szybkie pakowanie i w drogę. Pogoda idealna. Decydujemy się za Makarską odbić w stronę Bośni, a konkretnie Mostaru.I tu niespodzianka - Mój TomTom ma zerowe pokrycie w BIH. Cóż - pozostaje papierowa mapa i obserwacja znaków. Po drodze zachaczyliśmy jeszcze o Medugorje oblegane przez polskich turystów, których bez trudu można poznać przez butelki Piwniczanki w rękach. Jeszcze małe spotkanie z policją - tak się skupiłem żeby zwolnić że przejechałem skrzyżowanie na czerwonym świetle - na szczęście nie zauważyli :)
Mostar zrobił na nas piorunujące wrażenie.Zaczyna się od parkingowego który za 5euro wskazuje miejsce do zaparkowania obok innych polskich motocykli, oferuje zaopiekowanie się kurtkami i kaskami - mogliśmy swobodnie zająć się zwiedzaniem. Stare miasto ze słynnym mostem, turecki targ z mnóstwem bibelotów i małyme kanjpki w których można zaparzyć sobie słynną herbatę i zjeść miejscowe przysmaki długo zostaną nam w pamięci.
Pare fotek i lecimy dalej. Po drodze napotykamy świetną wioskę, całą zbudowaną z kamienia, położoną na zboczu góry. Od razu przykuła uwagę naszych obiektywów. Dalsza droga upływała spokojnie. Co rusz napotykaliśmy na domy naznaczone śladami bobardowań i ostrzałów oraz znaki ostrzegające o minach.
Po minięciu Dubrovnika zatrzymujemy się w Kupari, aby zobaczyć "miasto duchów", które stanowi zrujnowane przez bombardowania wojskowy kompleks wypoczynkowy.
Docieramy na prom, który miał nas przewieźć przez Zatokę Kotorską. Oczywiście nie obyło się bez ulewnego deszczu, który przemoczył nas niemal do suchej nitki zanim zdążyiśmy nawet pomyśleć o założeniu przeciwdeszczowców. Krętymi dróżkami wijącymi się wzdłuż wybrzeża docierami do Kotoru. Bez nawigacji, bez internetu próbujemy znaleźć nasz nocleg, co wcale nie jest łatwe.
Na szczęście pomagają nam miejscowi ludzi, którzy bez problemu komunikują się w każdym wieku w języku angielskim. Po rozpakowaniu ruszamy na miasto. Pięknie oświetlone mury starego miasta, rynek, kolacja... jest klimat!
Powrót na nocleg, szybkie sprawdzenie trasy na kolejny dzień i spać.

Ślad GPS: http://www.navime.pl/trasa/510212





























16.09 Wtorek

Standardowo wstajemy o 7. Kupujemy dwie drożdżówki w piekarni obok i ruszamy w drogę. Przez pierwsze kilometry pnie się ona ostro w górę asfaltem poprzecinanym szutrowymi odcinkami zapewniając nam genialne widoczki.
Następnie z przepisowymi 80 km/h w terenien niezabudowanym w Montenegro jedziemy prosto w kierunku Durmitoru. Jeszcze tankowanie na miniaturowej stacji w Savniku. Z każdym kilometrem temperatura spada osiągając minimalną wartość 6,5 stopnia.
Wjeżdżamy w Park Narodowy Durmitor. Kręte, wąskie drogi prowadzą nas bezpośrednio przez góry. Mijamy stada owiec i bydła bezstresowo spacerującących nad urwiskami oraz małe zagrody z drewnianymi stodołami w których można kupić gorącą kawę lub herbetę.
Niska temperatura i padająca na wysokości 1953 m.n.p.m. mżawka skłaniają nas do opatentowania przy pomocy rękawiczek lateksowych i duckt tape'a ochraniaczy przeciwdeszczowych na rękawice. Podążając krętymi drogami przez Durmitor mijamy grupę motocyklistów z Polski spotkanych dzień wcześniej w Mostarze.
Wąska droga zaczęła opadać w dół tworząc niezłe winkle i agrafki dostarczające tym samym sporych wrażeń.
Wjeżdżamy do Kanionu Pivy. Fenomenalna, stroma droga prowadziła nas przez wykute w skałach tunele wielokrotnie się rozwidlające. Widoki niesamowite. Przystajemy na kilka fotek i w drogę. Droga biegnąca wzdłuż Kanionu prowadziła wieloma tunelami. Wysoka tama, przejrzysta woda w rzece, długi most tworzą wspólnie fenomenalny krajobraz.
Kierując się do Sarajewa, przekraczamy Bośniacką granicę. Naszym oczom ponownie ukazują się podziurawione kulami budynki, ostrzeżenia o polach minowych i inne ślady niedawnego konfliktu zbrojnego.
Docierając do Sarajeva podążamy słynną Aleją Snajperów. Bloki i innej budynki mieszkalne noszą ogromne znamiona ostrzałów moździerzowych. Docieramy do Tureckiej dzielnicy. Naszym oczom ukazują się liczne stragany, wysokie Minarety z których płyną nawoływania do modlitwy oraz piękne stare miasto wraz ze swoimi gołębiami.
Kierując się nanocleg przejeżdżamy obok lotniska i wykopanego w czasach wojny Tunelu Życia, dzięki któremu udało się wydostać z odciętej od świata części miasta prawie milionowi osób.
Docieramy do mijscowości Vogosca, oddalonej od Sarajeva około 30 km w której znajduje się Motel Euro 2000, oferujący nam nocleg za około 25e.
To właśnie tutaj doświadczamy niesamowitej bośniackiej gościnności. Bardzo mili i pomocni właściciele oferują nam schowanie maszyny do garażu. Niedługo po nas do motelu dociera grupa słowackich motocyklistów (Hayabusa GS1200, litrowy Gix i jeszcze parę)
Zamawiamy obiad. Właściciele oczywiście częstują nas gratis Rakiją i piwem, których nie szczędzą również Słowakom. Planujemy trasę na kolejny dzień- kolejny nocleg w Peczu lub w Budapeszcie, w zależności od zapasów sił jakie znajdziemy. Sen.


















Ślad GPS: http://www.navime.pl/trasa/511325


17.09 Środa

Pobudka 6:00. Pakujemy rzeczy, żegnamy się ze Słowakami. Zatrzymuje nas właściciel motelu. Podbiega z reklamówką w której umieścił dwa piwa i czekoladą na drogę. Żegna się z nami niezwykle radośnie i ruszamy w drogę.
Mgła i niska temperatura nie umniejszają uroku bośniackich wiosek. Te same ślady po ostrzałach widziane już niejednokrotnie i nierozminowane pola robią na nas w dalszym ciągu wielkie wrażenie.
Kawałek jedziemy z grupą słowaków, jednak po paru kilometrach nasze drogi się rozjeżdżają. Dalsza podróż znów samotnie.
Tankowanie. Nie chcąc ryzykować dalszej drogi na rezerwie paliwa zatrzymujemy się z dziwnym niezadowoleniem na Stacji Gazpromu. Płacimy za paliwo (w przeliczeniu 4,60 zł za litr!), niestety nie możemy kupić nic ciepłego do picia.
To właśnie na tej stacji ponownie doświadczamy bośniackiej uprzejmości i gościnności. Do zmarzniętej, siedzącej na krawężniku Kasi podchodzi pracownik stacji wręczając jej kawę, którą sam zrobił. Wypijamy, żegnamy się z naszym "darczyńcą" i w drogę.
Po przekroczeniu granicy z Chorwacją pogoda diametralnie się odmienia. Znów mamy słońce, bezchmurne niebo i 24 stopnie Celsjusza. O godzinie 11 mijamy Pecz, który miał stanowić dla nas kolejną bazę noclegową. Decyzja- jedziemy dalej. 13:30- Budapeszt.
Pogoda, wyśmienite nastroje i brak zmęczenia skłaniają nas do dalszej podróży. Wracamy do domu!
O godzinie 19:30, po przejechaniu 1033 km docieramy do domu. Wręczamy rodzinie prezenty, siadamy do kolacji i opowieści o wyprawie.

Ślad GPS: http://www.navime.pl/trasa/512759



Podsumowanie:


Niesamowitym było budzić się w Sarajevie, a kłaść spać we własnym łóżku.
Cała wyprawa stanowiła ogromne przeżycie, jednak największe wrażenie spośród wszystkich odwiedzonych przez nas krajów zrobiła Bośnia i Hercegowina. Urzekła nas nie tylko różnorodnością kultur i krajobrazów, ale także rzadko spotykaną gościnnością dającą się zauważyć niemalże na każdym kroku.
Z całą pewnością znowu wrócimy na Bałkany, które w dalszym ciągu pozostają dla nas nieodkryte i fascynujące.
GS spisał się doskonale czym zdecydowanie zasłużył sobie na dodatkowe doposażenie - kufry, grzane manetki i handbary.


3075 km
6 krajów
9 dni
Temp. od 6,5 stopni Celsjusza do 28
Wysokość od 0 m.n.p.m. do 1953 m.n.p.m.

Spalanie od 4-7litrów
Ceny noclegów 17-30euro


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz